Watchers

Mittwoch, 10. Februar 2010

Śnieg zaczął padać o 2:30, krótko przed moim wśliźnięciem się pod koc i wciąż prószy, przykrywając cienką warstwą to wszystko co na zewnątrz. Chciałabym tak łatwo ukryć pod śniegiem siebie.
"Bang bang, he shot me down" śpiewa mi Nancy Sinatra a ja w ten śnieżny poranek, otulona w ciepły szary sweter z filiżanką aromatycznej kawy w dłoni stoję przy oknie świadomie nie zakładając okularów i pozwalając śwtatu za szybą zamglić się i oddalić od rzeczywistości.

Niby nie dzieje się nic, świat kręci się wokół własnej osi a ja zatrzymana w tych kilku dniach bez pracy, w pół kroku, półuśmiechu uporczywie rozmyślam o braku, a nie o stanie posiadania. Czy pozwolić temu nieistniejącemu zadecydować o moim życiu? Po której stronie której z granic zbudować Dom, swoje życie, od nowa, które to na podstawach jakie dało mi Miasto zacznie się już za niedługo?

Wtulam się mocniej w olbrzymi szary sweter, kawa stygnie. Przecież tak naprawdę nie potrzebuję wiele...

2 Kommentare:

  1. Ale fajnie bylo pogadac z Toba. Bardzo mi tego brakowalo. Musimy to powtorzyc jak tylko moje biurowe gady wyjada w delegacje (a wyjada nastepny czwartek i piatek)...
    :*

    AntwortenLöschen
  2. dom? po której stronie? straszne pytanie

    AntwortenLöschen