Rozdwojona jestem. Zawsze bylam.
Z jednej strony pragnienie prostoty, wysprzedalam sporo rzeczy, wyrzucam, wyrzucam, wyrzucam, a jednoczesnie ciagle kupuje i sie ciesze, jak dziecko...
Nowy zegarek, porzadna, dunska firma... Dwie pary nowych spodni. Dwa swetry, trzy koszulki.
Lenistwo, potrzeba lezenia do gory brzuchem i slodkiego nicnierobienia. A z drugiej strony zameldowalam sie dzis na Women's Run w Kolonii, do sierpnia musze wiec byc w stanie przebiec te cholerne 5 kilometrow... Wiec fitness studio z Mezczyzna, i ograniczone jedzenie...
Bo jakies dwa tygodnie temu trafiona pomrocznoscia jasna probowalam sie wcisnac w swoj stary kostium, rozmiar 34.
Ekhm. Nie chce przesadzac, ale to dobre 2 rozmiary od terazniejszosci... Co ja sobie myslalam??
Chcialabym latem pozwolic sobie na dwuczesciowy kostium... I na koszulki bardziej dopasowane niz teraz... Przeciez potrafie... Wiec sie staram. Dla siebie, otoczona miloscia i dopingiem Mezczyzny.
Ale ciagle tez czekam na to kowadlo ktore pewnie zaraz spadnie mi na glowe... W koncu szczescie nigdy nie bylo mi wierne...
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen