Watchers

Samstag, 7. März 2009

Siedzę na podłodze przytulona plecami do kaloryfera bo mi zimno. I to jak! Pomimo ogrzewania odkręconego w całym mieszkaniu, ciepłego swetra i wmuszonego w siebie ciepłego śniadania. To daje o sobie znać zmęczenie, mimo snu do ósmej rano i przeleżanej jeszcze w łóżku godziny z książką. Praca wykańcza, nerwowo i fizycznie, a jeden dzień wolny w tygodniu, którego jeszcze połowę muszę poświęcić na drugą pracę (z której to dochody służą jako zabezpieczenie raty kredytu za kuchnię) nie wystarcza na regenerację. A urlop dopiero w kwietniu...
No ale nie marudzę. Mój wybór, moja decyzja, trzeba wypić to nawarzone piwo. Jeszcze tylko mogłyby się skończyć te sny związane z pracą - dziś w rolach głównych Niebieskooki i Wschodni. Mam dosyć powoli.

I jeszcze Freundin, która wystawiła mnie do wiatru. Sama zaproponowała żebyśmy spotkali się we czwórkę w piątek. Może kręgle, albo pójdziemy gdzieś coś zjeść... Taaa. W środę zadzwoniłam zgodnie z umową, żeby ustalić miejsca i terminy, po to tylko by usłyszeć że nie mogą bo jej się daty pomieszały. Niby nic, taki drobiazg, ale że to już po raz kolejny takie cyrki, że proponuje coś a potem nic z tego nie wychodzi to mnie trochę szlag trafia. Nie wiem, za mało elastyczna jestem najwyraźniej, ale w takich sytuacjach mówię po prostu że nie szkodzi i że się zdzwonimy jeszcze - ale nie wychodzę z kontrpropozycją, bo mam wrażenie że jeśli by jej zależało to by już coś zaproponowała...
Czasem myślę że jeszcze kilka lat i zostanę starą samotną wiedźmą, bo coś nie mam szczęścia do ludzi.
No co ja mogę, że zła kobieta jestem?

(Jeszcze mi tylko Bogusława Lindy w moich snach brakuje...)

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen