Watchers

Sonntag, 12. Dezember 2010

Mysle ze teraz chyba zaczynam rozumiec. Jak to jest kiedy wysokoprocentowy alkohol buzuje w zylach i udziela absolucji od niewykorzystanych szans, od popelnionych bledow. Jak to jest kiedy wysokoprocentowa mieszanka jest jedynym co pozwala oddychac, marzyc, wierzyc ze jutro jest mozliwe.
Poranna godzinna rozmowa z Wschodnim, ktory jak zawsze na koniec mowi mi, ze mam sie meldowac jest tym co pociesza, podnosi na duchu, choc nie do konca zadowolona jestem z tego, ze slowa wyplywaja ze mnie jak szampan z wstrzasnietej butelki, i ze mowie mu zbyt wiele.
W przyszlym tygodniu impreza firmowa na ktorej zladuje dopiero po swojej zmianie, kolo 23 i na ktorej mam zamiar sie upic, ostatni raz z Amerykanska Blondynka ktora odchodzi z koncem grudnia (buuuuuuuuuuu).
W poniedzialek oprocz trzech testow do ktorych jeszcze nic sie nie nauczylam mam rozmowe z personalna z ktorej to wcale sie nie ciesze, ale co tam. Plan jest taki: jeszcze pol roku zostac w tym miejscu co jestem, potem na pol roku do Polski. Jak sie nie uda to coz, pora zaczac wysylac podania na co wcale nie jestem gotowa o nie. 
Za to gotowa jestem na kolejna porcje zimnego alkoholu ktory  trzesie mna  jak dotyk najczulszego kochanka. Tak dawno juz uspilam moje cialo, ze nawet momenty kiedy Wyspiarz staje tak niemozliwie blisko mnie, kiedy Francuz obejmuje mnie mocno na powitanie, kiedy Mlody lapie mnie w pasie i niesie przez pol korytarza... nawet wtedy nie czuje nic. A wieczorem wlewam w siebie kolejne kieliszki i zasypiam tulac poduszke i szepczac w nia imiona ksiazkowych kochankow...
Moze nie powinnam tyle pic, tego pisac, byc tak zalosna. Ale jestem.

1 Kommentar: