Calkiem nieswiateczne swieta. Sobota i niedziela w pracy, dzis wolne. Wzruszajaca wigilia, kiedy po raz pierwszy od smierci ojca pozwalam sobie na taki prawdziwy szloch, w ramionach Mezczyzny, ktory trzyma mnie mocno i nie mowi nic, tylko caluje moje wlosy i nie wypuszcza z ramion dopoki sama nie ucichne i nie poprosze o uwolnienie. To dobre przezycie, kiedy wreszcie wysupluje sie z jego ramion i patrze mu w oczy, z zapuchnieta twarza, zapchanym nosem i czerwonymi oczami i jedyne co widze to milosc. I husteczke.
Rozstanie z MM sprawilo ze wrocilam do korzeni. Do siebie samej... Nie mam telewizora choc juz dawno moglabym miec i to calkiem niezly. Nie chce. Wole czytac lub rozmawiac... Nie daje sie zwariowac. Pozwalam sobie byc inna, nietradycjonalna... Bez 'ale wszyscy tak robia!'...
Mezczyzna zaraz wroci z pracy... Nie wiem co przyniesie nam ten dzien. Ale jestem spokojna i szczesliwa. Czekam na nowy rok z nadzieja i radoscia. Jak nigdy.
Bedzie dobrze. Bo juz tak jest...
A może właśnie dzięki temu bardziej świąteczne niż kiedykolwiek wcześniej?:)
AntwortenLöschendobrych wielu takich dni:)
AntwortenLöschen