Żyję. Grypa rozłożyła mnie na łopatki i zmusiła do zatrzymania się na chwilę. Bo przecież ostatnio nic nie robię poza pracą... Staram się bardzo jednak znajdować trochę czasu na bliskich, na świadome bycie z Mężczyzną, ale nie jest łatwo.
Nie jest łatwo bo się sypię. Wczorajsza wizyta u lekarza zaowocowała wiedzą, że moja tarczyca postanowiła się pożegnać, i że bez leków nie mam co liczyć na poprawę swojego stanu...
Tak naprawdę to nie chcę tyle pracować. Nie chcę być w pracy dwanaście godzin, za marne pieniądze i bez radości. Rozmyślamy z Mężczyzną na temat własnego biznesu, ale ciągle jeszcze nie mam dobrego pomysłu.
Ani wystarczająco dużo wiary w siebie...
Ani wystarczająco dużo wiary w siebie...
Powoli rzeczywiście uwalniam się z tego co to małżeństwo zrobiło ze mną.
Jestem zakochana, szczęśliwa, spokojna. Mój telefon z konwersacjami via What's App z Alexem leży na wierzchu, komputer ma historię nie wyczyszczoną od miesięcy, regularnie spotykam się z R. I nic się nie dzieje. Jestem kochana...
Może uda mi się uwierzyć, że to już na zawsze...?
Ehhhh, z ta praca to jakas maskara, ja tez mam swojej dosyc, obrzydza mi skutecznie zycie.
AntwortenLöschenZ tarczyca nie ma zartow, uwazaj na siebie !
Ciesze sie bardzo, ze jestes szczesliwa i spokojna, wspaniale ! Do tego jeszcze przydloby sie szczescie w pracy, i zyc ne umierac, prawda ?? :-)
Sciskam